Ponieważ wszystkie kabelki są już polutowane i połączone z diodami, nie mogłam najpierw zrobić lampki, żeby potem ją zamocować. Działałam na żywca, bez planu i bez opcji ctrl+Z.
Pierwszą sprawą były klosze - nieoczekiwanie zobaczyłam je w gumowych przyssawkach, które znalazłam w markecie budowlanym i które w założeniu służą... nie mam pojęcia do czego, pewnie do przysysania :D
Odcięłam końcówki i gorącym szpikulcem wypaliłam dziurki na żarówki.
Najpierw nadałam kabelkom ogólny kształt (na szczęście ładnie się wyginają):
Więcej taśmy, czyli kształt mniej ogólny:
Najbardziej ryzykowny moment całej operacji - nakładanie glinki samoutwardzalnej. Nie przepadam za pracą z nią (jest mało plastyczna, szybko zasycha i pęka), ale z powodów j.w. nie mogłam użyć np. modeliny czy fimo.
Jednak się udało, więc jeszcze malowanie plakatówką, gruba warstwa lakieru do paznokci, "ludowe" ozdoby... I gotowe :)
Teraz czekają mnie kolejne pomieszczenia. Pewnie znów będzie ciekawie :)
Bardzo pomysłowe i lampka ślicznie wygląda :)
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki, cieszę się, że Ci się podoba :) Co do pomysłowości - polska miniaturzystka nie ma innego wyjścia ;) (Łapię się na tym, że ostatnio na każdy drobiazg patrzę jak na potencjalny klosz/podstawę lampy...)
UsuńI to jest właśnie najciekawsze i imponujące, jak można zrobić coś fajnego ze zwykłych rzeczy :)
UsuńBardzo fajnie Ci to wyszło, dobry pomysł to podstawa:)
OdpowiedzUsuńlampa jak lampa, klosz jak klosz, ale te azulejos...!
OdpowiedzUsuńMagda - dzięki, pomysł rodził się w sumie w trakcie realizacji ;)
OdpowiedzUsuńIza - zaraz tam azulejos, to naklejki na paznokcie są :D Ale jeśli tak się kojarzą, to tym lepiej :)