Wciąż jest surowo, ale dodałam lustro nad bufetem (rama ze sprzączki od paska) i wykończyłam piec. Zyskał drzwiczki z fimo, zdobione naklejkami do paznokci.
Są - z czego jestem szczególnie dumna - otwierane :)
Tak, światło też jest. Planuję tylko wymienić diodę na trochę cieplejszą, pomarańczową albo czerwoną.
Na stole pojawił się kolejny eksperyment z miniaturową żywnością, obiad na cztery osoby. Nic wyszukanego - pieczony schab, kartofle i sałata.
Wszystko z fimo, poza sałatą (ona akurat jest z serwetki). Pomidory cięte z laski. A sos (który tu akurat jest słabo widoczny) to pierwsze podejście do fimo liquid.
Całkiem jestem zadowolona z efektów.
Niedługo pokażę drobne zmiany w przedpokoju :)
Piec z tym "ogniem" jest świetny! Super też Ci wyszedł obiad :)
OdpowiedzUsuńObiad rewelacja, jak prawdziwy! Piec bardzo klimatyczny. Rozmarzyłam się, aby mieć w domu taki w skali 1:1. Szczerze podziwiam, że wszystkie te rzeczy robisz sama, a nie kupujesz gotowe.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Co do robienia wszystkiego własnoręcznie - trochę jednak kupuję, tylko sporo przerabiam :)
OdpowiedzUsuńszczęka opada i nie chce wrócić na miejsce - jestem po wrażeniem!
OdpowiedzUsuńwszytko ciekawe, inspirujące aż do zachłyśnięcia - komin bomba,
obiad iście królewski - precyzja godna monarszego projektanta!