poniedziałek, 31 stycznia 2011

Stan na dziś

Tak wygląda domek po przemalowaniu. Bardzo mi się podoba farba, której użyłam do malowania fasady - zależnie od oświetlenia zmienia kolory, od szarości, przez gołębi błękit, aż po wściekłą niebieskość. Żeby nie stracić tego efektu, dach pomalowałam mieszanką na bazie tej samej farby, z dodatkiem czerni i granatu.





Muszę jeszcze dorobić drzwi - oryginalne są strasznie toporne, w dodatku otwierają się bez sensu, bo do środka. Pomijam już fakt, że są różowe ;)

A taką przestrzeń mam do zagospodarowania.



Na parterze po lewej stronie (ścianka działowa na razie prowizoryczna) będzie kuchnia, w środku przedpokój. W głębi koło schodów zamierzam wstawić malutką toaletę - jest już w budowie. Z prawej będzie nieduża jadalnia.

Na piętrze - z lewej salon, z prawej gabinet.
Na poddaszu (od lewej) - sypialnia i łazienka.

Teraz jestem w trakcie poszukiwania tapet i parkietów. Będę zdawać relację :)

sobota, 29 stycznia 2011

Frau Hilda

Zanim pokażę domek po przemalowaniu, chyba wypadałoby najpierw przedstawić jego mieszkańców. A przynajmniej jednego mieszkańca.

No to pojadę po starszeństwie - Hilda.




Hilda jest pierwszą lalką, jaką zrobiłam, i chyba najbardziej udaną (nie wiem czemu, ale prototypy i wersje eksperymentalne zawsze wychodzą mi najlepiej). Ma jakieś 12 lat i jak na swój wiek trzyma się nieźle - tylko odrobinę zżółkła na twarzy. Zważywszy, że jest zrobiona z najzwyklejszej polskiej modeliny z papiernika oraz pomalowana najtańszym bezbarwnym lakierem do paznokci - mogło być gorzej :)

Najsłabiej u niej z ubrankiem - lubię pracować z gliną, modeliną, drewnem, farbami... Mogę lepić, ciąć i piłować. Ale przy tekstyliach się gubię, igieł, szydełek etc. - nie rozumiem. I niestety - widać to po Hildzie. Jej ubranie nawet nie jest uszyte, tylko częściowo wklejone w korpus (w podkoszulce była od razu gotowana :D). W dodatku sukienka i szal zostały wykonane ze starej skarpetki - pełen dramat. Z fryzurą lepiej, pukiel został brutalnie ucięty innej lalce (i doklejony - to już po ugotowaniu).




Hilda ma na imię Hilda, bo po prostu nie było innego wyjścia - robiąc ją, wzorowałam się na lalkach z XIX-wiecznych niemieckich kuchni edukacyjnych dla dziewczynek. Pierwszą taką kuchnię zobaczyłam (i padłam z zachwytu) jeszcze jako dziecko, w muzeum zabawek w szwajcarskim Stein am Rhein. Natomiast dokładniejszym modelem dla Hildy była lalka pokazana w jednym z pierwszych numerów słynnej skądinąd serii Del Prado. Hilda, tak jak jej pierwowzór, jest kucharką i w nowym domku będzie urzędować w kuchni.
Drobna różnica - tamta "wzorcowa" lalka była duuużo większa :)

A Hilda, jaka jest, każdy widzi:

c.d.n.





piątek, 28 stycznia 2011

W poszukiwaniu domu idealnego

Kiedy już pogodziłam się z myślą, że naprawdę zamierzam kupić domek dla lalek, pojawiło się pytanie: jaki? Wiedziałam, że powinien spełniać kilka warunków:
1. musi być dopasowany do wielkości lalek i całej reszty (celowo nie mówię o skali, bo nie jest to w moim przypadku kwestia do końca oczywista - obawiam się, że jakiś "firmowy" 1:24 mógłby być odrobinę za mały).
2. musi być zamykany! Żadnego więcej kurzu na mebelkach (i prania dywanów szczoteczką do zębów).
3. chciałam, żeby miał w miarę realistyczną fasadę, ale też bez przesady (czytaj: bez nadmiaru detali przechwytujących kurz). Ogólnie - po zamknięciu ma być wiadomo, co jest w środku, ale jednocześnie ma to być sensowny element wystroju wnętrza 1:1.
4. Last but not least - zamierzałam kupić go w miarę tanio. Zakup na e-bayu czy sprowadzanie z zachodnich sklepów kolekcjonerskich nie wchodziły w grę.

Po namyśle (i przejrzeniu sieci) stwierdziłam, że najlepszy będzie zwykły drewniany domek dla dzieci. Skala zabawkowych domków to zwykle 1:18 (więc duży margines swobody), wybór może nie oszałamiający, ale zawsze jakiś... Z żalem odrzuciłam naprawdę piękny wiktoriański PlanToys (700 zł - przesada), ostatecznie padło na Chad Valley.
Wyglądał tak (zdjęcie producenta):


No przecież nic nie mówiłam, że ma nie być różowy :D
A był... Zdjęcie nie oddaje mu sprawiedliwości. Był różowy upiornie, psychodelicznie i psychopatycznie :D

Spokojnie. Już nie jest :)

Stan aktualny pokażę wkrótce.



środa, 26 stycznia 2011

Ladies! There's a new Housewife in Town!

Może na początek należałoby powiedzieć, od czego się zaczęło. To znaczy, od czego zaczęło się teraz, bo zagłębianie się w mroki bardziej zamierzchłej przeszłości zajęłoby zbyt wiele miejsca (zresztą i na to przyjdzie czas).
Otóż - stoi sobie u mnie w dużym pokoju taki nieduży mebelek. Bardzo ładna i wiekowa szafka w kolorze granatowym. Jeszcze do niedawna oficjalnie funkcjonowała jako "domek". Na półeczkach, pracowicie (i nieudolnie) oklejonych tekstyliami rozmaitego pochodzenia (stara koszula w zielone paski, resztka kwiecistej tapicerki z fotela etc.) oraz drewnopodobnym linoleum, stały sobie gromadzone od niemal dwudziestu lat miniaturki. Mebelki w skali... powiedzmy, 1:24 (to też historia na osobnego posta) i drobne akcesoria (zazwyczaj - niestety - 1:12).
Zamieszkiwali te wnętrza hand made lalka Hilda oraz hand made lalek Pianista. Ona - 1:24 jak w pysk strzelił, on... trochę wyższy, chociaż los (ja?) skazał go na wieczne przyjmowanie postawy siedzącej. Podobnie jak pozostała zawartość szafki, co pewien czas budzili zachwyt moich przyjaciół i znajomych. Wyjmowani, otrzepywani z kurzu, z szacunkiem i ostrożnością obracani w dłoniach... wkrótce z powrotem lądowali na półce, gdzie spokojnie kontynuowali systematyczne zarastanie kurzem.
Jakieś półtora miesiąca temu, na fali porządkowania przestrzeni życiowej 1:1, stwierdziłam, że mam dosyć tego syfu i tych odstających szmat. I że ogólnie pora na rewolucję. Zwłaszcza że mebelek naprawdę jest ładny i zasłużył na lepszy los. Zerwałam obłażące tapety i okleiny, wyjęłam pilśniowe ścianki, wyrwałam pinezki. Całość wyczyściłam i zamieniłam w bardzo udaną szafkę na płyty CD.
Hildę, Lalka i cały ich dobytek zapakowałam do kartonowego pudła i wepchnęłam pod szafę.

Pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie fakt, że zaczęłam odczuwać... niepokój. W sprawie tego pudła. No bo co - mam te wszystkie cudeńka, którym poświęciłam pół dzieciństwa i kawał pierwszej młodości, tak po prostu władować na pawlacz albo - nie daj Boże - do piwnicy?!
Trochę niechcący weszłam na allegro i zupełnym przypadkiem wpisałam hasło "domek dla lalek"(uzbroiwszy się uprzednio w centymetr). Nie moja wina, że niemal od razu znalazłam to, czego szukałam (hm, podobno niczego nie szukałam, cała sprawa miała być żartem).
Tak oto Hilda i Lalek stali się oficjalnymi właścicielami nowego domu, z którego nikt ich już nie wygoni. A ja sama wróciłam do zapomnianego hobby. I teraz im ten dom urządzę!

Stąd blog. W sieci niewiele jeszcze polskich miniaturzystów, ale obejrzałam istniejące blogi i jestem pod wrażeniem! Mam nadzieję, że fakt bycia "o połowę mniejszą" niż większość nie będzie przeszkodą w dołączeniu do polskiej społeczności domkowo-blogowej :) W razie czego wszystko da się podzielić przez dwa. Albo pomnożyć ;)

c.d.n.


Foto z etapu przeprowadzki. Z lewej strony pudełko po zapałkach (w środku kilka najdrobniejszych sprzętów) zupełnie przypadkiem służy jako wskaźnik skali.