czwartek, 18 października 2012

Jedzenie

Dawno mnie tu nie było, ale postaram się nadrobić zaległości :)
Zrobiłam ostatnio trochę jedzenia 1:24 z fimo i modeliny. Jakieś takie głównie polskie wyszło, samo z siebie - wcale nie planowałam promowania rodzimej kuchni. Tak czy owak, jestem całkiem zadowolona z efektów.




Chleb (i nóż też) z fimo na deseczce z balsy (efekty specjalne - lakier do drewna):






 A, i skala jeszcze:



Modelinowo-fimowa kiełbasa ;)



I pierogi (za tłuszcz robi lakier do paznokci):






Na deser wuzetki (mniej więcej):




PS. Pojawiło się ostatnio tyle nowych, fajnych blogów miniaturkowych - a ja mam kłopoty z bloggerem i nie mogę ich oficjalnie obserwować (system w kółko każe mi się logować, co niczego nie daje). Macie na to jakieś sposoby?

sobota, 30 czerwca 2012

Pożegnanie z roomboxem

Obiecałam kiedyś, że pokażę mój kuchenny roombox 1:12, czyli najbardziej spójny fragment kolekcji DelPrado, jaki udało mi się skompletować. 




Długo stał u mnie w kuchni i kurzył się, więc nie wygląda najlepiej.

 



Drewniany piec DelPrado zastąpiłam metalowym, dużo bardziej realistycznym. Kupiłam go we Francji - był dodatkiem do pierwszego numeru gazetki kolekcjonerskiej (chyba też DelPrado zresztą) pod tytułem "Zbuduj sobie miniaturową kuchnię w stylu prowansalskim".



Stojak z butelkami to magnes na lodówkę, też z Francji. A lampę naftową kupiłam w kwiaciarni w Czechach.



Maszynka do mięsa pochodzi z Sewilli, z przedświątecznego kiermaszu akcesoriów do szopek bożonarodzeniowych. Tak samo jak sitko, leżące w zlewie.

 
Moja faworytka - mysza :)



W tytule posta napisałam "pożegnanie", bo roombox w obecnej formie wkrótce przestanie istnieć. Mebelki i dodatki pójdą do magazynu, a pokoik posłuży do całkiem nowego projektu. Nieco makabrycznego, ale o tym kiedy indziej.




czwartek, 14 czerwca 2012

Steampunk, czyli z innej beczki

Dziś wyjątkowo post nieminiaturkowy, chociaż z pewnością rękodzielniczy.
Strasznie za mną ostatnio chodzi steampunk, kupiłam nawet z tej okazji worek starych zegarków, które teraz pracowicie rozkręcam. W miniaturach też je zapewne wykorzystam, ale na razie coś w skali 1:1. 






Baza to dość zwyczajna miedziana bransoletka ze sklepu indyjskiego. W szale improwizacji nakleiłam na nią różne rzeczy (m.in. właśnie części zegarka i kawałek starej słuchawki), no i takie są efekty.




czwartek, 24 maja 2012

Wygrzebane za piątaka

Ostatnio znów miałam okazję być na poznańskim targu w Starej Rzeźni. Tym razem nie tylko w sobotę - kiedy rozkładają tam stragany sprzedawcy antyków - ale i w niedzielę. A w niedzielę rządzi na Garbarach starzyzna, klasyczna tandeta typu rozpadające się buty, zwoje kabli, potworne bibeloty i rozmaite relikty PRL. Cudowne! 
A tak, zabawki też są. Przy jednym pudle dosłownie siadłam na bruku i przegrzebałam je w pół godziny do samego dna. Sprzedawca patrzył na mnie z pobłażaniem, potem przyjrzał się efektom mojej górniczej pracy, "skarby" mruknął i wycenił całość na pięć złotych.
A to moje wykopki:



Większość plastikowa, z wyjątkiem drewnianej filiżanki i dzbanka do kompletu, metalowej figurki i wiaderka (wzięłam je głównie po to, żeby nie pogubić całego drobiazgu). Ogólnie rzeczy dla miniaturzystki fenomenalne (wykorzystam je na pewno w co najmniej trzech projektach), ale raczej bez większej wartości. Wyjątek stanowi niemowlaczek:



 Przypuszczam, że nie Lundby, prędzej jakaś niemiecka firma (Ari?), ale swoje lata ma, myślę, że spokojnie ze czterdzieści.




Tu widać cudowne dziergane śpioszki i przybliżoną  wielkość (będącą również przybliżoną ceną).

A to urobek z soboty, mniej spektakularnie (przynajmniej w kwestii ilości), ale niewiele drożej:



Książeczka jest metalowa, a w środku ma widoczki Berlina czasów NRD:





Chyba staję się maniaczką targów staroci...

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Grzybki, złoto i cała reszta


Znowu zmiana skali i klimatu - wracam do Snape'a. Post będzie długi, szczegółowy i wieloobrazkowy ;)



Pamiętacie zamalowany  farbą olejną stół? Odszorowanie go było trudniejsze, niż się spodziewałam.  Skrobałam go w sumie trzy miesiące, kilkanaście minut co parę dni, ze sporymi przerwami (poważnie się obawiałam, że dłuższe działania groziłyby mi pylicą). Nożem, starym pilnikiem do paznokci i papierem ściernym różnej grubości. Pod warstwą białej farby odnalazłam warstwę niebieskiej, jeszcze trudniejszej do usunięcia. Miejscami wżarła się na amen i musiałam już nie tyle szlifować, ile strugać drewno. Tak wyglądał mebelek gdzieś w (drugiej) połowie akcji.



 Moment, kiedy zaczęłam widzieć kolor drewna, a nawet poczułam (po tylu latach!) zapach sosny, należał do przyjemniejszych.



Efekt końcowy - po zabejcowaniu stołu na kolor dębu - przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Dokładnie o coś takiego mi chodziło! (Bardzo dziękuję za radę, żeby użyć lakierobejcy!)



Szczęśliwym trafem już jakiś czas temu nabyłam dwa mebelki w niemal identycznym kolorze. Oto jeden z nich:




Samowarkiem już się kiedyś chwaliłam, lejek też pokazywałam. Lupa (prawdziwa!) tkwiła w dłoni plastikowego ludka Playmobil, dołączonego do jakiejś gazetki dla dzieci. Wyjściowo była wściekle pomarańczowa, pomalowanie na srebrno chyba dobrze jej zrobiło :) Książki na górnej półce są mojej produkcji (okładki z papieru do scrapbookingu i skóry ze starych rękawiczek, okucia z naklejek do paznokci). Z kolei ta niżej, w tłoczonej skórzanej okładce, to jedna z najstarszych miniatur, jakie mam.

 



I aranżacja. Część rzeczy już pokazywałam. Kratkę na gąsior zrobiłam sama, butla obok zawiera złoto (sic!) w spirytusie, była dołączona do pierwszego numeru gazetki o kamieniach szlachetnych.




Znowu zabawy z fimo. Tym razem grzybki - muchomory i psylocybki :D





 Wszystko pięknie-ładnie, tylko ciągle nie mam gdzie tych moich aranżacji ustawić - lochu jak nie było, tak nie ma. Waham się pomiędzy wieloma opcjami, od zrobienia wszystkiego samodzielnie (z drewna? tektury? cegieł?) po kupienie jakiegoś gotowego domku/szafki i dostosowanie go do moich potrzeb. Ale póki co - ciągle prowizorka.
 



Severus ma w dłoni grzybka, chociaż może nie bardzo to widać ;)




 c.d.n.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Vintage Lundby nr 2

Kolejne zdobycze - tym razem z Allegro. Sprzedający zakamuflował kilka lundbiaków pośród plastikowych chińskich mebelków. Wyczaiłam i kupiłam, całkiem okazyjnie :D


Tym razem lata 80 (przynajmniej tak wynika z poszukiwań w sieci).

Najbardziej podoba mi się telewizor, chociaż niestety jest uszkodzony - powinien mieć jeszcze podstawę, metalowe nóżki.



Tu widać, że mu ich brakuje. Poza tym to model elektryczny, z tyłu znajduje się miejsce na podłączenie kabelka i żarówki (dziurka zaklejona plasteliną, więc nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze będzie świecił.)


Poza tym mebelki (zwłaszcza krzesło) w znakomitym stanie, więc tym razem wielkiej renowacji nie będzie - tylko malowanie szafek nocnych, bo farba tu i ówdzie odprysnęła.


Jak ja lubię Lundby... Nie mam jakiejś obsesji na punkcie markowych sprzętów, ale stare lundbiaki po prostu mnie zachwycają. Mam nadzieję, że kiedyś dorobię się oryginalnego domku :) Póki co - niektóre sprzęty dopasowuję do 1:24, na pozostałe też mam pewien pomysł... (Wiem, wiem, nie powinnam zaczynać kolejnego projektu, mając rozgrzebane poprzednie, ale... tyle skal, tyle możliwości!)

środa, 28 marca 2012

Zmiany w kuchni (znowu!)

Trochę się pozmieniało :)




Szafka, o której wspominałam w poprzednim poście, jest już gotowa.




Tak powstawała:


(To znowu elementy dostarczone wraz z domkiem + różne kawałki drewna + fimo)





A tak wygląda już jako część integralna zlewu:



Zrobiłam też półeczkę do powieszenia nad zlewem.



I teraz w kuchni jest tak:





Na półeczce stoi świecznik mojej produkcji, doniczka Sylvanian (docelowo ma stać gdzie indziej), charmsowy imbryczek i porcelanowy kogucik z Tajlandii.




Tak wygląda całość (niestety perspektywa trochę przekłamana):




Chyba już wkrótce będę mogła wyjść z kuchni i zająć się innymi pomieszczeniami ;)

c.d.n.

niedziela, 25 marca 2012

Sztućce się suszą :D

Długo nie pisałam, ale w domku - wbrew pozorom - coś się jednak dzieje :) Jestem wciąż na etapie działań kuchennych - klecę szafkę, która będzie połączona ze zlewem. Efekty pokażę niedługo, a na razie - drobiazgi do zlewu.
Sztućce i talerze z fimo zrobiłam już jakiś czas temu:



Sporo były przy nich dłubania (przy sztućcach zwłaszcza), bo fakt - duże nie są :D



Zrobiłam też minisuszarkę do naczyń (z siatki szlifierskiej). Możliwe, że jeszcze zmieni kolor - zastanawiam się nad błękitem.




A tak wygląda suszarka w akcji ;)



Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się dodać więcej nowości kuchennych.
c.d.n.

niedziela, 22 stycznia 2012

Stół z krzywymi nóżkami

Zrobiłam stół kuchenny dla Hildy.




Znowu trzy rodzaje drewna - sosna, bambus i balsa:




Blat miałam wcześniej, to część kolejnego mebelka, który pozyskałam razem z domkiem. Mebelek był oczywiście stołem, ale nie miał nóżek, w charakterze podstawy występował drewniany klocek. Ale sam blat ładny, więc go odłupałam i postanowiłam dorobić resztę.

Tytułowe krzywe nóżki (tu naprawdę dobrze widać, jak bardzo krzywe, ale co poradzić - nie mam żadnych specjalistycznych narzędzi, wszystko dziergane skalpelem), kolejne starcie z balsą:





I ostateczny efekt wysiłków:










Teraz stół schnie sobie po położeniu drugiej warstwy lakieru. Jak już wyschnie, pokażę go we wnętrzach :)