czwartek, 24 maja 2012

Wygrzebane za piątaka

Ostatnio znów miałam okazję być na poznańskim targu w Starej Rzeźni. Tym razem nie tylko w sobotę - kiedy rozkładają tam stragany sprzedawcy antyków - ale i w niedzielę. A w niedzielę rządzi na Garbarach starzyzna, klasyczna tandeta typu rozpadające się buty, zwoje kabli, potworne bibeloty i rozmaite relikty PRL. Cudowne! 
A tak, zabawki też są. Przy jednym pudle dosłownie siadłam na bruku i przegrzebałam je w pół godziny do samego dna. Sprzedawca patrzył na mnie z pobłażaniem, potem przyjrzał się efektom mojej górniczej pracy, "skarby" mruknął i wycenił całość na pięć złotych.
A to moje wykopki:



Większość plastikowa, z wyjątkiem drewnianej filiżanki i dzbanka do kompletu, metalowej figurki i wiaderka (wzięłam je głównie po to, żeby nie pogubić całego drobiazgu). Ogólnie rzeczy dla miniaturzystki fenomenalne (wykorzystam je na pewno w co najmniej trzech projektach), ale raczej bez większej wartości. Wyjątek stanowi niemowlaczek:



 Przypuszczam, że nie Lundby, prędzej jakaś niemiecka firma (Ari?), ale swoje lata ma, myślę, że spokojnie ze czterdzieści.




Tu widać cudowne dziergane śpioszki i przybliżoną  wielkość (będącą również przybliżoną ceną).

A to urobek z soboty, mniej spektakularnie (przynajmniej w kwestii ilości), ale niewiele drożej:



Książeczka jest metalowa, a w środku ma widoczki Berlina czasów NRD:





Chyba staję się maniaczką targów staroci...