Zrobiłam kolejny mebelek na Baker Street - fotel Johna.
"Zrobiłam" to może zresztą za duże słowo. Raczej przerobiłam gotowy fotelik, o taki:
Pochodził z chińskiego zestawu mebelków z Netto, był dość sympatyczny, ale to obicie w kwiaty niespecjalnie mi pasowało do jakiegokolwiek projektu - delikatnych romantycznych wnętrz raczej nie urządzam, nie moja bajka. Do przeróbki nadawał się idealnie. W Empiku kupiłam kawałek filcu bordo. Oryginalny fotel Johna nie jest wprawdzie całkiem gładki, ma jakieś wytłaczane kwiaty, ale kolor się mniej więcej zgadza. Materiał inny niż filc nie bardzo wchodził w rachubę ze względów technicznych.
Nową tapicerkę przykleiłam, bo szyć nie umiem ani trochę. Szycie wymaga robienia pomiarów. Mierzyć niby umiem, ale bardzo nie lubię. Zasadniczo w moich miniaturowych działaniach nie mierzę niczego, wszystko - łącznie z cięciem drewna - robię na oko, z nadzieją, że jakoś to będzie. I zwykle jest.
Całą akcję tapicerską przeprowadziłam, używając tylko nożyczek i kleju. Niczego nie mierzyłam, niczego nie liczyłam, cięłam i kleiłam na żywioł.
Praca w toku:
Odłupałam oryginalną podstawę fotela - była za wysoka, poza tym potrzebowałam nadać całości trochę inny kształt - fotel Johna musi sprawiać miękkiego i wysłużonego. Nową podstawę zrobiłam z wieczka od drewnianego kuferka. Zmieniłam też - przez naklejenie kilku warstw filcu - kształt podłokietników.
I gotowy fotel:
Dodałam jeszcze niezbędne akcesoria - kraciasty kocyk i poduszkę z Union Jackiem. Przy okazji zaliczyłam spektakularnego faila w dziedzinie transferu (skoro mądrzy ludzie w internetach piszą, że drukarka powinna być laserowa, to widocznie powinna). Dlatego chwilowo do zdjęcia pozuje biedapoduszka - Union Jack jest narysowany na płótnie zwykłymi flamastrami. Będę zmieniać.
A tu ideał, do którego dążyłam:
W zasadzie brakuje mi już tylko Johna.
Ale i na to znajdzie się sposób:
:)