Wiem, miałam pokazać, co nowego w domku... ale wnętrz jeszcze na razie nie będzie :)
Oglądając bloga Niuńki, a konkretnie
tego posta, odczułam twórczą zazdrość ;) I stwierdziłam, że najwyższy już czas zaprzyjaźnić się z kostką białego fimo, którą kupiłam kilka tygodni temu. Z fimo jeszcze dotąd nie pracowałam, więc w tej kwestii - całkowity debiut. Nie sądziłam, ze będzie takie miękkie - modelowanie jest na pewno łatwiejsze, niż w przypadku modeliny, ale trudniej utrzymać formę przedmiotów przy doklejaniu kolejnych elementów. Mimo wszystko pierwsze starcie z fimo uznaję za dość udane :)

To dziwne coś z lewej strony to moje pierwsze podejście do miniaturowej żywności - biały ser :)
Jest jeszcze buteleczka (zapewne z mlekiem), chciałam sprawdzić, co w praktyce oznacza określenie "bezbarwne fimo". Szału nie ma.
Na komplet kawowy zdecydowałam się ze względów praktycznych - o ile porcelankę 1:12 da się jeszcze jakoś zdobyć, o tyle kupienie filiżanek 1:24 jest u nas w zasadzie niemożliwe.
Tak się przedstawia skala:

Elementy udało mi się upiec bez żadnych strat, ale odkryłam przy okazji kolejną wadę fimo - modelinę zawsze gotowałam, więc jeśli w trakcie lepienia coś się przybrudziło, gorąca woda załatwiała sprawę. Samo gorące powietrze już niestety nie ma właściwości czyszczących.
Na szczęście po ozdobieniu (naklejki do paznokci) i polakierowaniu wszystko wygląda w miarę dobrze.


Ser się specjalnie nie zmienił:

A tu skala raz jeszcze - moje miniaturki w towarzystwie elementów kupnego serwisu 1:12 (hmm, właśnie odkrywam, że roombox z Del Prado pilnie wymaga odkurzania):

:)

c.d.n.